Zbliża się weekend. Siedzę i dumam czy w ogóle jechać nad wodę.Cofam się pamięciom do poprzednich zasiadek .Pudło , bez brania, dwa tydzień później znowu pudło, bez brania. Jedyne co pamiętam z tych zasiadek to siarczysty mróz w nocy i rzęsisty deszcz za dnia.Wracamy z pracy jemy obiadek w końcu decydujemy się na wspólny wyjazd ,Nosimy graty do samochodu i około 13: jedziemy nad wodę. W trakcie jazdy głośno zastanawiam się gdzie tym razem położyć zestawy. Około 14 jesteśmy nad wodą, Bosssszzzeeeee znowu deszcz i zimno, szaro, buro, wieje wściekle wiatr.Stoję niczym zahipnotyzowana i zastanawiam się czy przypadkiem nie odwrócić się na pięcie i wracać do domu. Artur podpowiada, że jak już tu jesteśmy to może lepiej zostać.Za jego namową podejmujemy decyzję , że zostajemy.. Chwilę po 15.00 pierwszy zestaw ląduje w wodzie.Artur wybrał czciny ja natomiast postanowiłam postawic swoje zestawy przed zatoką gdzie miej więcej głębokość wach sie 3,5 do 4 metrów Gdy już wszystkie zestawy są wywiezione, bacznie przyglądam się wodzie. Absolutna cisza , żadnych oznak żerowania, ani jednej spławki, nawet drobnica się nie pokazuje, nie wróży to za dobrze.Pierwsza doba Cały czas szaro buro i zacina dokuczliwe zimny deszczyk Nic się nie dzieje tracę złudzenia , że jeszcze coś pojedzie Prawie punktualnie o 6:00 pojedyncze piknięcie wyrywa mnie ze snu, kolejne już nie pojedyncze pyknięcia gdzieś tak koło 6:15. Powracają nadzieje, że może coś pojedzie. Wreszcie nadchodzi ta upragniona, wymarzona chwila , sygnalizator wyje jednostajnym piiiiiii.... Zrywam się na równe nogi po omacku szukam kaloszy, gdy nagle sygnał się urywa. Jestem zrozpaczona pewnie zestaw już dawno w zaczepach a karp wypięty na drugim końcu jeziora.
Gdy dobiegam do wędek ryba znowu rusza wybierając kolejne metry plecionki. Zacinam , siedzi czuję jak karp szarpie próbując pozbyć się zestawu,wołam Artura szybka decyzja płyniemy Gdy udaje mi się podholować rybę pod ponton nagle czuję luz, prawie zasłabłam z niedowierzania, jednak nie, jeszcze jest, nie spiął się, dzięki Bogu. Krótka walka przy pontonie i skutecznie podbieramy mojegopięknego karpia.Jestem szczęśliwy jak małe dziecko.Kładę dokładnie w tym samym miejscu , z którego było branie. Ustawiam wędkę napinam plecionkę i po chwili pojedyncze piknięcie na zestawie, który właśnie wywieźliśmy. Zastanawiam się, czy to ryba czy jeszcze plecionka układa się na wodzie. Po piętnastu minutach znowu piknięcie i swinger opada na dół. Kuchnia co jest, czyżby leszcze zainteresowały się moimi kulkami w tym miejscu dodam że są to kulki CARRUMA truskawka 20 mm Ponownie napinam plecionkę. Po chwili znowu ją napinam i tak przez dwie godziny trwa zabawa.
Prawdopodobnie leszcze weszły w zanętę próbują zassać moje kulki ale długi włos skutecznie im na to nie pozwala. Do wieczora poza upierdliwymi pyknięciami nic się nie dzieje Dopiero tak koło 20 :00następuję mega odjazd. Zacinam skutecznie i czuję , że siedzi. Nie marnując wiele czasu gramolimy się z mężem na ponton i wypływamy po walecznego karpia Ryba daje mi strasznie popalić, siłujemy się dobre 17 min. wędka wygięta po dolnik. W końcu gdy widzę , że karp zaczyna się wykładać Artur łapie za podbierak i skutecznie podbiera. Wracamy szczęśliwi, kilka fotek i ryba w dobrej kondycji wraca do wody.Długo się nie zastanawiając wywożę w to samo miejsce. Nie mijają trzy godziny i znowu jedzie na tym samym zestawie. Tym razem maluszek 3,5 kg. Pomimo , że maluszek dostarcza wiele frajdy w trakcie holu. Mijają kolejne godziny i cisza , jak ręką odjął. Wraz z upływającym czasem tracę nadzieję, że jeszcze pojedzie. W sumie i tak jestem szczęśliwa, że udało się wyholować jakieś ryby.Jeszcze przed zapadnięciem zmroku udaje nam się wywieść wszystkie zestawy.
Tym razem w nocy , absolutna cisza, żadnego piknięcia do rana.Wstałam o 6.00 ostatni raz popatrzeć na wodę, z nadzieją, że wyczytam gdzie żerują karpie. . Mijają kolejne minuty Artur też wstaje, gawędzimy , pomału myśląc o zwijaniu się Wtem ciszę poranka przecina jakże znajomy i utęskniony dźwięk sygnałka. Błyskawicznie staruję do wędki zacinam i..... Następuję zderzenie z pociągiem. Odjazd jest kompletnie nie do zatrzymania. Próbuje pompować ale nie wiele to daje.
Cała akcja trwa około 20 sek. w końcu gdy bezradnie trzymam wędkę ryba się spina. Jestem w szoku i jednocześnie załamana .W głowię kłębią się myśli co to za potwór mógł być. Pomimo że się zwijamy już myślę o następnej zasiadce na tej wodzie i spotkaniu z szalonymi, dzikim karpiami. Wszystkie brania były na kulki truskawka 20 mm Carrum’a
Marta Jasińska